Gdy z naszych trawników zniknął śnieg, natychmiast pojawiły się na nich psie kupy. Problemu by nie było, gdyby właściciele swoich pupili po nich sprzątali. O tym, że warto to robić przekonują uczestnicy akcji „Sprzątam po moim psie” ogłoszonym przez stołeczną Gazetę Wyborczą
Witamy w Europie
Od lat walczę o czystość skweru pomiędzy Ogrodową 39/41 a Chłodną. Namówiłem wolski wydział środowiska do ustawienia pojemników oznaczonych rysunkiem psa. Przez jakiś czas było nieźle, kiedy apelowałem do kultury, ale niektórym się skończyła. Co ciekawe zbierają emerytki, którym najtrudniej się schylić. Na skwerze jest tak brudno, że mój pies chodzi w butach. Zamierzam powiesić tabliczki : Witamy w Europie - u nas właściciele zbierają po psach kupy (oczywiście pod flagą unijną)
Mariusz Malinowski z Woli
Nie brzydzę się
Jestem normalnym chłopakiem z Warszawy, który do 18 r. życia mieszkał na Ursynowie, a od 9 lat mieszka na \"zamkniętym osiedlu\". Bez demonizowania faktu
mieszkania na takim osiedlu już od kilku lat sprzątam po moim psie - jamniczka szorstkowłosa Kasa (na zdjęciu). Sprzątać zacząłem jak zaczęła się akcja \"psie sprawy Warszawy\" ,kiedy w kioskach można było dostać zestaw do zbierania psiej kupy. Nie był to szczyt techniki - na początku oczywiście brzydziłem się - jednak z czasem zrezygnowałem ze szpatułki i teraz do zbierania nieczystości używam plastikowych torebek, które jeszcze zawsze dają do zakupów w małych sklepach osiedlowych, których jest u mnie kilka i gdzie chodzę na zakupy. Nie jest nic fajnego - podnosić psia kupę, ale sam moment sprzątania trwa 2 sekundy a mam poczucie spełnionego dobrego uczynku. Często zdarza mi się rozmawiać z moimi kolegami - rówieśnikami, którzy mieszkają na warszawskich blokowiskach i nie sprzątają po swoich psach, zawsze tłumacząc się na 2 sposoby:
1. po co mam to robić jak nikt inny nie sprząta/to i tak nic nie zmieni bo inni nie sprzątają.
2. tu muszę opisać krotką historie jaka przydarzyła się mojemu koledze: był ze swoim psem (mały kundelek wielkości jamnika) na spacerze, pies się załatwił, kolega zebrał ładunek i wrzucił go do \"normalnego\" kosza na śmieci,takiego ulicznego. W tym momencie wyskoczył \"z nikąd\" patrol straży miejskiej i wlepili mu mandat za to, że odchody wrzucił do takiego zwykłego kosza a nie do specjalnego na psie odchody. Cala ta sytuacja miała miejsce, po tym jak zdaje się zniesiony został zapis zabraniający wyrzucania odchodów do ulicznych koszy na śmieci. Kolega dostał mandat 50 zl i przestał sprzątać po swoim psie, i za każdym razem jak gadamy o smrodzie i psich g****ch to
przytacza ta sytuacje odbierając mi jakiekolwiek argumenty których chce użyć, by nakłonić go i innych do sprzątania. Nie wiem czy to bezmyślna służbistość SM, chęć wyrobienia średniej mandatów na dzień, czy inny nie racjonalny powód nimi prowadził, że wlepili chłopakowi mandat za sprzątanie po psie...
Ja jednak nie przestaje tego robić, mam w pamięci wyjazd do Holandii w 1991 r kiedy byliśmy u znajomych rodziców i na duuuuzym trawniku bawiłem się z ich córkami a one z daleka mówią: uważaj, tu jeden właściciel nie sprząta po swoim psie, JEDEN, słownie jeden...
Wojtek Głębowicz
Brudno na Bródnie
Sprzątam po obu swoich psach. I po tym rasowym - dużym, i po tym mniejszym - kundelku. Woreczki kupujemy sami, bo w kioskach darmowych pakietów nie ma, a woreczki umieszczone nad specjalnymi koszami na psie kupy, zawsze giną. Mieszkamy na Bródnie - nazwa, w tej chwili, wybitnie adekwatna.
Wzdłuż całego bloku na ulicy Wysockiego, chodniki są okropnie zabrudzone. Śnieg się rozpuścił, wszystko wyszło na jaw. Aż strach z \"chłopakami\" iść na spacer, ale przecież trzeba. Tylko smutno patrzeć, że nawet już psy się brzydzą tamtędy chodzić. Nie wiem, jakim cudem nie przeszkadza ten stan rzeczy, sąsiaom, ale czasami podobno lepiej nie dociekać.
Już się przyzwyczaiłam, że patrzą na mnie i na mojego narzeczonego, jak na wariatów. Miły starszy pan uświadomił mnie kiedyś, że to nie
Śródmieście i sprzątać nie trzeba. Szkoda, że większość psiarzy z okolicy popiera ten pogląd.
Podziękował mi pan z drugiego piętra, który ma balkon od strony najbardziej zabrudzonego trawnika. Podziękowała też przypadkowo mijająca nas kobieta, ale częściej jesteśmy atrakcją, bo kto normalny sprząta po psach? Ja sprzątam!
Nazywam się Żaneta Lewandowska i sprzątam. Sprząta też mój partner życiowy - Michał. Pies to obowiązek i my staramy się z niego wywiązywać w każdym aspekcie.
Ostatnio wybrałam się z Baajem (wilczak czechosłowacki) na dłuższą wycieczkę po mieście - przechodziliśmy podziemiami Dworca Centralnego. Psu zdarzyła się wpadka, w końcu te korytarze najczystsze nie są. Sprzątnęłam, jak wszędzie. Zwierzę nie ma wstydu, ja mam. Czy było mi głupio? Nie, bo zostawiłam po sobie porządek.
Smuci mnie to, że do ludzi nie docierają żadne sensowne argumenty. Zasłaniają się idiotycznymi wymówkami, że nikt nie sprząta, że koszy brakuje, że jego pies robi małe kupy, że wstyd i obrzydlistwo. I nie dziwię się osobom, które twierdzą, że z psem to na wieś, bo chociaż jest to krzywdzące, to nie da się zaprzeczyć, że wciąż brakuje nam tradycji kulturalnego współistnienia ze sobą nawzajem. Kupy to tylko jeden problem. Są jeszcze psy puszczane samopas, zupełnie bez kontroli. Psy ujadające po kilka godzin dziennie, pod cudzymi oknami. Psy sikające na klatkach schodowych, po których nikt nie sprząta. I można tak wymieniać i wymieniać. Wątpię, że uda się rozwiązać wszystkie te problemy, ale gdy znikną w końcu psie kupy, to przynajmniej będzie można
bezpiecznie odetchnąć. Bez obaw, że zgubimy zjedzone już śniadanie.
Pozdrawiam, Żaneta.
Więcej o akcji przeczytasz na stronach
Gazety Stołecznej