Jestem z tych psiarzy, którzy uważają, że najpiękniejszą rasą pod słońcem są boksery. I swego zdania będę bronić za wszelką cenę. Ale po obejrzeniu „Marley i ja” dochodzę do wniosku, że labradory też są ok...
Bylimy, obejrzelismy, mocno popłakalismy:/ W rzeczywistosci nie nazwalabym tego filmu komedią.Owszem, jest mnóstwo bardzo zabawnych scen, ale..tu się kryje cos znacznie głębszego. Końcówka, jak dla mnie bardzo dramatyczna..i piękna zarazem. W sumie najgorszego momentu nie widziałam, bo głowę wtuliłam w ramię obok wyjąc po cichu. Nie mogłam spokojnie na to patrzeć, tym bardziej że w domu czekała czarna wersja Marleya. Jednym słowem - warto. Na pewno po wszystkim jeszcze bardziej docenicie swoje zwierzaki..